sobota, 21 marca 2015

Popularność diet bezglutenowych jako marker niewydolności systemu ochrony zdrowia?

http://huntgatherlove.com/content/gluten-free-so-popular-because-our-health-care-system-mess

Dobrych artykułów dotyczących szeroko pojętego zdrowia i chorób cywilizacyjnych nie brakuje ani w opiniotwórczej prasie, ani w health blogosphere, ale rzadko udaje mi się trafić na tekst, pod którym mogę podpisać się w 100%. Chyba dlatego, że rzadko udaje się połączyć w ramach jednej wypowiedzi racjonalną ocenę jakiegoś zjawiska czy problemu, szerszy kontekst i osobisty ton, unikając jednocześnie jałowych tyrad.

(Nie da się ukryć, że autorka świetnego bloga Hunt Gather Love nieco złagodniała. I tak przy okazji: nigdy nie zaczytywałem się w paleosferze (z wielu powodów), ale opinie McEwen zawsze były powiewem świeżego powietrza w nabuzowanej testosteronem, patriarchalnej i bardzo często po prostu mizoginicznej społeczności paleo. No i kiedyś sam spotkałem się z zarzutem, że nie lubię kobiet rozpychających się w tematach związanych ze zdrowiem. Bzdura: płeć nie ma tu znaczenia. Nigdy nie miałem problemu z uznaniem wyższości intelektualnej kobiety. I Melissa McEwen jest świetnym przykładem.)

Rekomendowany wpis to zaledwie intro, krótki szkic, ale prowokuje wiele pytań.

Co z tym glutenem? Dlaczego coraz więcej ludzi szuka na tej płaszczyźnie (gluten-free diet) szansy na poprawę stanu zdrowia, swojego lub swoich bliskich? Dlaczego w ogóle w ostatnich latach nastąpił boom zainteresowania naukami o żywności i żywieniu? Dlaczego tak często (i czy słusznie) upatruje się w narzędziach dietetycznych szansy na swoisty powrót do przeszłości (= wyidealizowanego świata bez chorób cywilizacyjnych)? 

Prostych odpowiedzi nie ma, ale jeśli ktoś się wcześniej nad tym nie zastanawiał, to warto zacząć od tekstu McEwen.

Wracając konkretnie do glutenu - na tej samej zasadzie pojawiają się pytania o kwasy nasycone, cukier, cholesterol, fruktozę, mleko/nabiał, etc. 

Kontekst jest klarowny: z jednej strony funkcjonujemy w epoce kultu zdrowia/ciała, z drugiej - system ochrony zdrowia jest chaotyczny, niewydolny i absurdalnie zimny. Uczelnie medyczne kształcą roboty, a edukacja zdrowotna w całym systemie szkolnictwa praktycznie nie istnieje. 

"Nie dramatyzuj" - ktoś może tak napisać. Ok, być może tak to wygląda, ale patrząc na cały problem (stale pogarszający się stan zdrowia społeczeństwa) od środka, można sobie pozwolić na taki właśnie ton.

Ok, to nie miał być lament, tylko zwykłe podzielenie się linkiem :)
5 GATTACA: Popularność diet bezglutenowych jako marker niewydolności systemu ochrony zdrowia? http://huntgatherlove.com/content/gluten-free-so-popular-because-our-health-care-system-mess Dobrych artykułów dotyczących szeroko poję...

8 komentarzy:

  1. "Popularność diet bezglutenowych jako marker niewydolności systemu ochrony zdrowia?"
    Doskonale ujęte. W tym jedym zdaniu jak w soczewce skupia się cała bolączka współczesnego człowieka: najzwyczajniejsze w świecie pragnienie bycia zdrowym (wszyscy sobie tego wzajemnie życzymy) często okrutnie skonfrontowane z systemem "ochrony zdrowia". To chyba skostniałość tego systemu, w dużej mierze powoduje rozrost różnego rodzaju trendów "prozdrowotnych" zwłaszcza w dobie internetu. A my często zapominamy, że całe to nasze szaleństwo na punkcie eko, vega, vita i innych izmów to też jest wieeelki biznes. Jest popyt jest i podaż. A jeśli nie ma tego pierwszego to nic, trzeba stworzyć problem, następnie wzbudzić pragnienie jego rozwiązania i dać super świetne antidotum. Kiedyś ciągle wałkowano temat cukru (zaczęto więc zastępować go sztucznymi słodzidłami), tłuszczów (odtłuszczano zatem mleko, zabierając wit, po to, żeby znów je dodać) i in, teraz przyszła kolej na gluten. Wyniki badania NPD Group pokazują, że blisko 30% Amerykanów ogranicza lub unika spożycia glutenu mimo braku takiej konieczności. Ludzie sądzą, że wykluczając jeden składnik uczynią siebie zdrowszymi i szczęśliwszymi, zupełnie zapominając o potrzebie wielopłaszczyznowej strategii dbania o siebie. Wracając do trendu gluten - free to szacuje się, że do 2017 roku rynek ten będzie wart 6,6 biliona $. W końcu bezglutenowe zamienniki różnych produktów są znacznie droższe.

    Anna Ś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do zdrowotnych blogów to często czytając je czuję się jak na świetlicy w domu wariatów - radosna a zarazem maniakalna ich twórczość (ortodoksyjne trwanie przy pewnych koncepcjach) wprawia mnie w zakłopotanie bo jako prosty człowiek tracę orientację i nie wiem co robić :/ i jak żyć ;)
      Tymbardziej cieszy mnie fakt, że tu trafiłam :)
      Anna Ś.

      Usuń
  2. Ja myślę, że ta cała moda na różne diety wynika z niewiedzy. I na tej niewiedzy żerują producenci. Mam wrażenie, że boom na dietę bezglutenową zaczął się od celebrytów, których później wszyscy bezmyślnie zaczęli naśladować.

    Nie uczy się nas od dziecka podstaw żywienia. Taki przedmiot powinien być już w szkole podstawowej. Mamy od dziecka złe nawyki żywieniowe i uczy się dzieci nagradzania za byle co słodyczami. Jak po iluś latach fatalnego odżywiania zaczyna nam organizm wysiadać to szukamy pomocy w kolejnej diecie, licząc na to, że jak odstawimy np. gluten, nabiał itd. to będziemy uzdrowieni.
    Pomijam już fakt, że jak trafiamy do lekarza to też temat odżywiania praktycznie nie istnieje. I tu jest ta niewydolność systemu ochrony zdrowia. Bierzemy tabletki, bo tak najłatwiej.
    Jesteśmy na tyle leniwi, że nikomu się nie chce zastanowić nad tym co jemy. Zmodyfikować jadłospis na zdrowszy to też jest wyczyn, więc łatwiej ulec modzie na dietę np. bezglutenową.
    Nie wiemy też często jak powinna wyglądać poprawna porcja obiadowa. Jemy tyle ile zmieści się na talerzu - stąd prosta droga do otyłości, bo nie mamy umiaru. A potem winny jest nagle gluten :)

    Temat diet, odżywiania, otyłości to temat rzeka. Ale zazwyczaj wraca się do punktu wyjścia, czyli braku edukacji. Na rynku mamy zalew badziewia, które tylko z nazwy jest jedzeniem. Ludzie zaczynają się w tym gubić i szukają produktów bezglutenowych, bo myślą, że to zdrowsze.

    Beja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie wiem, czy zgodziłabym się z twierdzeniem, że mody biorą się z niewiedzy... Ja powiedziałabym raczej, że one na tej niewiedzy żerują, wykorzystują ją. Przecież jeśli chodzi o wiedzę/niewiedzę to jest mnóstwo dziedzin, na których przeciętny zjadacz chleba się nie zna - prawo, finanse, technologie, a jednak nie biorą się z nich mody (a już na pewno nie na taką skalę, bo pewne trendy typu branie kredytów we frankach to jednak zupełnie inna skala problemu). Jednak w przypadku zdrowia i dążenia do niego przez dziwne diety, zabiegi czy suplementy przebija się przez to wszystko nasze odwieczne marzenie: pragnienie bycia zdrowym, jak to ładnie ujęła w komentarzu wyżej Anna Ś. Gdyby nie ono, cała ta niewiedza na temat podstaw biologii człowieka nie miałaby większego wpływu na otaczający nas świat, bo ludzie by sobie w tej niewiedzy po prostu żyli i tyle. Tymczasem zgodnie z WHO-wską definicją zdrowia (ujmującej to, że zdrowie to także brak POCZUCIA choroby) chora jest cała rzesza ludzi, wśród której ogromna część na schorzenia mgliste, niespecyficzne, których diagnoza wymaga bycia na bieżąco z najnowszymi odkryciami nauki, albo co najmniej odrobiny wysiłku... Nic dziwnego, że z frustracji z tego zrodzonej kwitną nowe mody - dla których niewiedza (że tak zostanę przy metaforach ogrodniczych ;) ) jest idealną glebą, a pseudonauka nawozem.

      Usuń
    2. Jasna sprawa, zdrowe nawyki jedzeniowe i inne powinny być wpajane od najmłodszych lat. Rzecz niby oczywista, a jednak mamy to co mamy. Bo z drugiej strony mamy np. mcdonalds i ich wpajanie tych złych nawyków. Czytałam kiedyś artykuł o ich strategii (ale można to rzecz jasna przypisać wielu innym koncernom) przywiązywania konsumenta od najmłodszych lat do danej marki. I oni właśnie lokowali swoje bary w dużej mierze w okolicach szkół, i sprzedawali kanapki po parę dolców, coby każdy dzieciak mógł sobie na taką kanapeczkę pozwolić.
      Kurczę, to bazuje chyba na jakimś sentymentalnym (w dorosłym już życiu) powracaniu do czasów beztroskiej młodości. Ja ciągle pamiętam jak mama próbowała przemycać mi do posiłków lecytynę, tran, krzem organiczny czy wyciąg z pestek grejphruta i poiła sokiem jagodowym tudzież jakimś ziółkiem ;) A i pokus w małym miasteczku było mało - żadnych fast foodów, a w domu ciepły obiadek :)
      A wracając jeszcze szybko do trendów żywieniowych i terroru glutenowego to - i terror i gluten mają jedną wspólną cechę - są przeszacowane. Jest mało (wciąż) prawdopodobne, że nas zabiją, a mimo to spędzają nam sen z powiek. Strach ten nie jest wprost proporcjonalny do zagrożenia.
      AnnaŚ.

      Usuń
  3. Pamietam Patryku Twoje ostudzające dyskusje na temat glutenu- u Ziemoliny w kometarzach.
    Popadłam w jakiś rodzaj obsesji - to też za sprawą endokrynolog, chorób w rodzinie.
    hmm wystarczyło zrobić badania, żeby rozwiać wątpliwości - ale czy to nie jest tak, że teraz nie mam przeciwciał a mogę je mieć np. za 3 lata ?

    Patryku, co myślisz o przyjowaniu wit. d3 w zastrzyku ? Ostatnio ktoś mi powiedział, że przyjmuje ją w takiej formie. devikap słodki, ale tani.

    OdpowiedzUsuń
  4. he dzisiaj odebrałam wyniki mojego dziecka z wit. D , wynik to 10,9. Brawo dla lekarza, któremu zgłaszałam do karty podczas pobytu w szpitalu mojej córki. Chu..zbagatelizował, pediatra zasrany. Przepraszam za słownictwo, ale inaczej się nie da.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ten gluten faktycznie taki szkodliwy? Jakiś czas temu dowiedziałam się, że mam stwierdzone policystyczne jajniki i postanowiłam wziąć się za siebie i codziennie rano na czczo wypijam ciepłą wodę z cytryną i miodem, bo to ponoć oczyszcza organizm z rana, to prawda? Już dawno Patryku miałam Cię o to zapytać. ;)

    Kornelia

    OdpowiedzUsuń

< >